Nie od razu Rzym zbudowano, ale jak już zbudowano – to z rozmachem i na lata. Stoi tak sobie to Wieczne Miasto od wieków gdzieś pośrodku Półwyspu Apenińskiego i aż trudno uwierzyć, że tak późno tam dotarłem i moja pierwsza droga do Włoch nie zawiodła mnie do Rzymu, a na Sycylię. Pałam do Imperium Romanum wielką miłością, o czym wie moja wielka miłość, Ewelina. Z tego właśnie względu na moje urodziny zabrała mnie na weekend do stolicy Włoch. Z początku nie mogłem w to uwierzyć. Na wszelki wypadek upewniłem się, że nie mam podpisanego cyrografu z diabłem, bo to zobowiązywałoby mnie do oddania mu duszy w Rzymie, po czym już wyobrażałem sobie siebie w białej todze, kroczącego dumnie przez Forum Romanum prosto do Amfiteatru Flawiuszy.

AUTOR

Maciek Samul

KATEGORIA

Włochy

OPUBLIKOWANO

8 lutego 2022

INSTAGRAM

opowiadania_podrozne

Wiecie, że jak wpisze się w wyszukiwarce Google frazę „rzym co zobaczyć” to wyświetlą się prawie trzy miliony rezultatów? Od samego początku istnienia „Opowiadań Podróżnych” zakładałem, że nie ma co konkurować z bardziej doświadczonymi blogerami czy merytorycznymi stronami podróżniczymi, z lepszymi zdjęciami, bardziej ekscytującymi destynacjami i z większą odwagą podróżników i podróżniczek blogosfery, toteż staram się pisać o rzeczach nieco innych: a to końskie odchody na Placu Hiszpańskim w Sewilli, a to lapsusy językowe we Francji, a to walka z włoskimi kolejami… wszystkie te wpisy prowadziły do Rzymu. Przedstawiam Wam „Niekompletny Poradnik: o tym, jak nie zwiedzać Rzymu?”.

Porada #1: Obejrzyj Koloseum tylko z zewnątrz

Koloseum. Gdy już pierwszej nocy obejrzałem tę wspaniałą konstrukcję z zewnątrz z każdej strony, by następnego dnia obejrzeć ją z zewnątrz z każdej strony, dostrzegłem gigantyczną kolejkę przy wejściu i uznałem, że nie ma po co wchodzić do środka.

Ewelina pod Koloseum w Rzymie

 

– No chyba Łuk Konstantyna spadł ci na głowę – popukała się w czoło Ewelina i zaciągnęła mnie w tłum ustawionych w linię turystów. Staliśmy tak ze czterdzieści minut w pełnym słońcu. Przyglądałem się najbardziej fascynującym mnie elemencie Koloseum, czyli zachowanym numerom łacińskim nad łukami wejściowymi i myślałem, co też czeka mnie w środku. A czekało mnie wiele: samo uświadomienie sobie, jakie to kurde jest wielkie! Do tego te wszystkie konstrukcje i rozwiązania technologiczne Rzymian, z których do dziś korzystają współczesne stadiony.

Najciekawsze były dla mnie jednak rysunki, które znudzeni „kibice” wycinali w kamiennej strukturze amfiteatru. I pomyśleć, że mogłem nie wejść do środka! Ave Ewelina!

rysunki we wnętrzu koloseum

Porada #2: Koniecznie usiądź na skraju Fontanny Di Trevi

Questa è la vita, cały twój Rzym z pocztówek i mgły, jak śpiewał Andrea Di Zaucchi. Wszelkie zdjęcia z widokówek i różnych materiałów promocyjnych atrakcyjnych turystycznie miejsc to oczywiście starannie kreowana fikcja, nie biorąca pod uwagę wielu czynników, głównie ludzkich. To znaczy dosłownie ludzkich – mam na myśli ludzi. Kojarzycie może taki film „Słodkie życie” („La dolce vita”) Frederico Felliniego? Jest tam scena, rozgrywająca się w słynnej Fontannie Di Trevi (dosłownie w środku tejże), gdzie najbardziej zachwycający dla osoby, która już w Rzymie była, jest całkowity brak jakiegokolwiek człowieka. Ogląda sobie człowiek taki film i myśli „ach, też tak chcę!”, kupuje bilety do stolicy Włoch i zderza się z rzeczywistością niczym wojska Kartaginy z Legionami Rzymu.

Z hotelu do słynnej fontanny mieliśmy jakieś pięćset metrów. W okolicach Di Trevi musieliśmy przeciskać się przez naprawdę dziki tłum, spotęgowany jeszcze przez podróżniczą chuć zdobywcy okresu przedświątecznego. Na szczęście Ewelina kupiła selfie sticka pod Koloseum, dzięki czemu mieliśmy jako taką broń białą do walki z turystycznymi mimozami, zatrzymującym się na samym środku chodnika, by zrobić zdjęcie niczego.

Gdy wyszliśmy zza kolejnego rogu, natychmiast usłyszeliśmy gwar międzynarodowych rozmów. A na miejscu niespodzianka: bo nie dość, że do fontanny wejść nie można (chociaż w sumie nie wiem, kto przy zdrowych zmysłach wpadłby w ogóle na taki pomysł), to nie można również w ogóle usiąść na jej skraju i zrobić sobie zdjęcia. Carabinieri czuwają i gdy tylko nieświadome niczego współczesne pośladki dotkną zabytkowego marmuru, strażnicy fontanny natychmiast podnoszą larum. Dzięki temu udało mi się zrobić jedno z najbardziej ekspresyjnych zdjęć z naszej podróży do Rzymu, spójrzcie tylko na tę gestykulację, tę mimikę, spokojnie przebiłem kadry Felliniego!

Ewelina na skraju fontanny Di Trevi w Rzymie

 

Nawet jeśli udałoby się w jakiś sposób uśpić czujność włoskich strażników, to złapanie kadru, na którym nie ma człowieka graniczy z cudem. Najbliższa okolica fontanny wygląda, jakby przepięknie rzeźbione, ociekające wodą postacie wystawiały jakiś słynny spektakl, a po drugiej stronie usadowił się tłum widzów.

tłum przy fontannie di trevi w rzymie

 

Przy odrobinie wysiłku i za sprawą kilku lat praktyki jogińskiej i ekwilibristycznej udało nam się zrobić zdjęcie przynajmniej samej fontannie, a jest to z pewnością jeden z piękniejszych przykładów tego, do czego zdolne są ludzkie ręce. Byłem zachwycony.

fasada fontanny di trevi

Porada #3: Nie zapomnij o wymarzonej fotce ze Schodami Hiszpańskimi w tle

Schody Hiszpańskie, obok Hiszpańskich Dziewczyn i Hiszpańskiej Inkwizycji (tego się nie spodziewaliście, co?) to jedna z najsłynniejszych rzeczy hiszpańskich nie pochodzących z Hiszpanii. Czemu są takie słynne? Nie wiem, ale są i to się liczy. Może historia tych stopni jest podobna do tej, związanej z Wenus z Milo, gdzie tak naprawdę jej sława to efekt marketingowych działań francuskiego rządu, który musiał znaleźć jakiś zabytek zastępczy po utracie Wenus Medycejskiej? A może znów wszystkiemu winne jest Hollywood? Na Schodach Hiszpańskich rozgrywała się scena z filmu „Rzymskie wakacje”, w którym grali Gregory Peck i Audrey Hepburn?

Nie miało to dla mnie znaczenia – są słynne, więc musimy iść! Wydostaliśmy się jakimś cudem spomiędzy tłumu pasażerów na stacji metra Spagna i ominęliśmy jeszcze większy tłum, stojący w okręgu na Piazza Di Spagna (później, patrząc na plac z góry zrozumiałem, że to turyści, otaczający Fontannę della Barcaccia).

tłumy na piazza di spagna

 

Na Schodach Hiszpańskich oczywiście, tak jak przy Di Trevi, nie można siadać, ale myślę, że nie powinno się też na nich w ogóle stać, bo inaczej nie da się ich po prostu zobaczyć. Na stopniach jest tyle osób, że powiedziałbyś ich na ich szczycie rozdają za darmo baleron. Prezentuję najlepsze zdjęcie, jakie udało mi się zrobić.

ewelina na schodach hiszpanskich

Porada #4: Pójdź na Forum Romanum jedynie nocą, bo i tak tam nic nie ma

Czasu było niewiele, a Rzym tak duży! Spędzaliśmy w stolicy Włoch jedynie dwie noce, a ja chciałem zobaczyć wszystko, co z Imperium Romanum związane: Koloseum, Panteon, Kolumnę Marka Aureliusza i oczywiście najsłynniejsze forum na świecie (zaraz po forum.wiara.pl), czyli Forum Romanum.

Niczym podróżnik amator mówiłem sobie „dobra, odhaczymy Forum Romanum w nocy, to zostanie nam więcej dnia na zwiedzanie innych rzeczy”. Faktycznie, przeszliśmy się w kierunku rzymskiego Forum już pierwszej nocy, ale Jowisz był nam na tyle przychylny, że napełnił nasze dusze chęcią powtórzenia wycieczki za dnia. Miało to dużo więcej sensu, bo w nocy i tak niewiele widać, a poza tym nie można wejść do środka.

forum romanum w nocy

 

Spędziliśmy na Forum Romanum kilka godzin, podczas których piałem z zachwytu niczym kur, gdy jego kwoka znosi sześć jajek jednocześnie. Miłośnicy antyku z pewnością zrozumieją moją ekscytację. Nie ma w końcu nic bardziej rzymskiego niż samo serce Imperium.

forum romanum za dnia

Porada #5: Pojedź w niedzielę do Kaplicy Sykstyńskiej

Ostatniego dnia naszych rzymskich wakacji zdecydowaliśmy się na wizytę w Watykanie.

Po dość późnym i skromnym śniadaniu, zeszliśmy na dół naszego hotelu-wieży prosto na okoliczny przystanek i podjechaliśmy w pobliże Stolicy Apostolskiej. Ta ostatnia niedziela, w której rozstaniemy się z Rzymem, wydawała się mi doskonałym dniem na wizytę w kaplicy. W końcu według tradycji katolickiej jest to dzień święty, więc niedziela będzie dla nas.

Dość szybko przedostaliśmy się przez „granicę” między Włochami a Watykanem (dłużej czeka się w kolejce przy kontroli bezpieczeństwa na lotnisku), dostając się na Plac Świętego Piotra – jakże by inaczej – pełen turystów i wiernych.

plac świętego piotra

 

Ale nawet ten dziki tłum nie był w stanie zepsuć mi humoru, bo wiedziałem, że już tylko kilkadziesiąt kroków dzieli mnie od słynnych fresków Michała Anioła, które tyle razy oglądałem na zdjęciach w książkach czy w Internecie.

– Dobra, Kaplica Sykstyńska będzie tu w prawo – zerknąłem na Mapy Google’a. Wyminęliśmy slalomem południowokoreańskich wiernych, z jakiegoś powodu niezwykle podekscytowanych, i udaliśmy się w stronę wejścia do Pałacu Watykańskiego, a tu klops. I nie mówię tutaj o przepysznym włoskim klopsiku, delikatnie ułożonym na pomidorowej poduszce, przyozdobionym bazyliowym liściem, wieńczącym dumnie bucatini aldente, wręcz przeciwnie. Zdziwił nas od razu ten brak kolejki do jednego z najsłynniejszych zabytków Watykanu i już po chwili wiedzieliśmy, dlaczego. Kaplica Sykstyńska co tydzień święciła dzień święty – w niedzielę była zamknięta.

zdobienia bazyliki świętego piotra

Porada #6: Nie sprawdzaj, czy „Pieta” jest dostępna dla zwiedzających

– Nic się nie martw – Ewelina próbowała mnie pocieszyć, bo w końcu były moje urodziny i jak płakać, to raczej z powodu nieuchronności przemijającego czasu niż z tego powodu, że nie zobaczyłem monumentalnego dzieła Michała Anioła. – Przynajmniej zobaczymy wnętrze Bazyliki Świętego Piotra i chociażby „Pietę”. To przecież też dzieło, które oglądałeś w książkach czy w Internecie!

– Ach! – twarz natychmiast zapłonęła mi rumieńcem ekscytacji.

Skierowaliśmy się zatem w stronę Bazyliki, mijając po raz drugi podekscytowanych południowokoreańskich wiernych, którzy patrzyli jakimś takim pełnym nostalgii wzrokiem gdzieś ku niebu. Bazylika była otwarta.

Wspięliśmy się po schodach do jej pięknego wnętrza i zdecydowaliśmy się najpierw obejrzeć „Pietę”, a dopiero potem przejść się po monumentalnych, rozświetlanych poetyckimi promieniami słońca nawach.

wnętrze bazyliki swiętego piotra

 

– Dzień dobry, czy zastałem „Pietę”? – zapytałem jakiegoś oficjela, który wydał mi się dobrze poinformowany, ponieważ miał krawat. Spojrzał na mnie jakoś tak nieprzychylnym wzrokiem, jakbym był carbonarą ze śmietaną.

– Szanowny panie – rzekł po angielsku z włoskim akcentem. – Niestety, to dzieło obecnie nie jest dostępne dla zwiedzających, znajduje się w renowacji.

– Hiszpański zakręt! – zakląłem siarczyście, nie zważając na powagę miejsca, w którym się znajdowałem. Wieczne problemy z tym Wiecznym Miastem!

Porada #7: Wybierz się na Plac Świętego Piotra około południa w niedzielę

– Dobra, nie ma tego złego! – pocieszałem się sam, zerkając na skąpane w promieniach południowego słońca bogato zdobione wnętrze Bazyliki Świętego Piotra. Te pilastry, te klasycystyczne rzeźby, te freski! – Przynajmniej możemy poświęcić więcej czasu na zwiedzanie tego zabytku!

sufit i freski w bazylice świętego piotra

 

Ewelina już coś miała odpowiedzieć i rozwijała nawet selfie sticka, kiedy nagle za naszymi plecami pojawił się mężczyzna, wyższy ode mnie o głowę, rozłożył szeroko ramiona i ruchem rąk pokazywał, że mamy opuścić Bazylikę.

– No nie! – wkurzyłem się nie na żarty, zwłaszcza, że byłem nienażarty zbyt małym śniadaniem. – Co to ma być?!

– Ech, pewnie jakiś obcokrajowiec zrobił zamieszanie na Placu i każą wszystkim opuścić lokal… – zmartwiła się Ewelina.

I miała rację. Wyszliśmy na zewnątrz i stanęliśmy obok południowokoreańskich wiernych, którzy wciąż wpatrywali się w niebo, lecz tym razem stali na baczność pod flagą swojego kraju. Otóż okazało się, że w jednym z okien pobliskich budowli stanął Argentyńczyk i zaczął krzyczeć w kierunku tłumu, a tłum odpowiadał donośnym wiwatem.

– Kurde, papież! – zawołałem, widząc biały punkcik w oknie gabinetu Pałacu Apostolskiego. Powodem, dla którego musieliśmy opuścić Bazylikę Świętego Piotra, była właśnie cotygodniowa modlitwa Anioł Pański, która odbywała się na Placu Świętego Piotra właśnie w południe.

Porobiliśmy parę zdjęć temu białemu punkcikowi, który modlił się razem z wesołym tłumem i już lekko zmęczeni oraz głodni postanowiliśmy „wrócić” do Włoch.

papież franciszek w oknie

Porada #8: Nastaw się na romantyczne spacery tylko we dwoje, na pewno się uda

Tak jak wspomniane wyżej hollywoodzkie legendy z „Rzymskich wakacji” oraz jak wszystkie inne pary z komedii romantycznych, mieliśmy chęć spacerowania po Wiecznym Mieście tylko we dwoje. Wiecie, o co chodzi, splecione ręce gdzieś na stradzie, oczu błysk. Nasza dwójka, przemierzająca antyk i renesans, racząca się kawą w malutkiej kawiarni, pijąca wino w klimatycznej restauracji, zatrzymująca się w zadumie przy fontannach, schodach, fasadach. Wszystko to faktycznie miało miejsce, z jednym dodatkiem: tłuszczy. Nie mam tu na myśli tego, w czym z reguły toną włoskie dania. Chodzi mi o ciżbę, masy ludu, skupisko rasy ludzkiej, gromadę populacji, rój uzbrojonych w aparaty i selfie sticki synów Adama i Ewy, lub jakichś innych rodziców. Przejście ze stacji do metra do Schodów Hiszpańskich zajęło nam jakieś trzy dni. Wszędzie kolejka, w autobusach tłoczno, jedynie – o dziwo – wieczorami pod Koloseum robiło się pusto.

Bazylika św. Jana na Lateranie

Pewnego dnia wybraliśmy się nawet na spacer w inną część Rzymu, do Papieskiej Arcybazyliki Najświętszego Zbawiciela, św. Jana Chrzciciela i św. Jana Ewangelisty na Lateranie, Matki i Głowy Wszystkich Kościołów Miasta i Świata (spróbujcie to wymówić na jednym oddechu), ale okazało się, że ma tam miejsce koncert i demonstracja antyfaszystowska. Ludzi było więcej niż na Schodach Hiszpańskich i Fontannie Di Trevi razem wziętych. Romantyczny spacer miał jeszcze szanse zamienić się w romantyczną orgię, ale niestety – nie mówiliśmy po włosku, więc z bliższej interakcji z rzymianami nici.

Dogadywaliśmy się jedynie z mewami.

ewelina rozmawia z mewą w rzymie

Rzymski weekend

Ten urodzinowy prezent od Eweliny oczywiście okazał się strzałem w dziesiątkę. Nie mogłem się nazachwycać pięknem Rzymu i rangą jego zabytków, nawet pomimo tego, że nie wszystko zobaczyłem.

A może to i lepiej – jest pomysł na prezent na kolejne urodziny, kochanie!

2 powody, dla których Francuzi mnie nie lubią

PRZECZYTAJ OPOWIADANIE